Przedziwna jest ta „Niedziela Radości” gdy wszyscy są uwięzieni w domach, pozbawieni dostępu do Eucharystii. Jestem tu i teraz. Zdrowy! Żyję! Mam co jeść! Może najmniejszy i pomijany przez innych ale wielki w oczach Boga. Na Niedzielę radości Kościół wybiera tekst o namaszczeniu Dawida. Nie ten o sprowadzeniu Arki do JEruzalem przy tańcach i pąsach. Ale właśnie o tym, że Bóg wybiera to co małe, marne, to co jest stratą w oczach ludzi:
Pan rzekł do Samuela: „Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla”. Kiedy przybył, spostrzegł Eliaba i powiedział: „Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec”. Pan jednak rzekł do Samuela: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż odsunąłem go, nie tak bowiem, jak człowiek widzi, widzi Bóg, bo człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce”. I Jesse przedstawił Samuelowi siedmiu swoich synów, lecz Samuel oświadczył Jessemu: „Nie ich wybrał Pan”. Samuel więc zapytał Jessego: „Czy to już wszyscy młodzieńcy?” Odrzekł: „Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce”. Samuel powiedział do Jessego: „Poślij po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie”. Posłał więc i przyprowadzono go: był on rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd. Pan rzekł: „Wstań i namaść go, to ten”. Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Od tego dnia duch Pański opanował Dawida. (1 Sm 16, 1b. 6-7. 10-13)
Przez dobrobyt. Sklepy pełne towarów, otwarte całymi dniami. Przez dostępność dóbr na zawołanie jakoś oduczyliśmy się solidarnosci z innymi. Miłości do drugiego ot choćby przez zrezygnowanie z mojej wolnośći, by zmniejszyć ryzyko zarażenia dla innych. A przecież najważniejszy jest ON – BÓG – który nie da nam zginąć – jak to podkreśla psalm 23:
Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego
Żeby docenić światło trzeba było przejść przez ciemną dolinę, przez mrok. Przez doświadczenie nocy wiary. Trzeba mieć przywrócony na nowo wzrok:
Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?” Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”. To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloam” – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: „Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?” Jedni twierdzili: „Tak, to jest ten”, a inni przeczyli: „Nie, jest tylko do tamtego podobny”. On zaś mówił: „To ja jestem”. Mówili więc do niego: „Jakżeż oczy ci się otworzyły?” On odpowiedział: „Człowiek, zwany Jezusem, uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem”. Rzekli do niego: „Gdzież On jest?” Odrzekł: „Nie wiem”. Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: „Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę”. Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: „Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu”. Inni powiedzieli: „Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?” I powstał wśród nich rozłam. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: „A ty, co o Nim mówisz, jako że ci otworzył oczy?” Odpowiedział: „To prorok”. Żydzi jednak nie uwierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, aż przywołali rodziców tego, który przejrzał; i wypytywali ich, mówiąc: „Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomy urodził? W jaki to sposób teraz widzi?” Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: „Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomy. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi; nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, będzie mówił sam za siebie”. Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: „Ma swoje lata, jego samego zapytajcie”. Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: „Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem”. Na to odpowiedział: „Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę”. Rzekli więc do niego: „Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?” Odpowiedział im: „Już wam powiedziałem, a wy nie słuchaliście. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?” Wówczas go obrzucili obelgami i rzekli: „To ty jesteś Jego uczniem, a my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś, to nie wiemy, skąd pochodzi”. Na to odpowiedział im ów człowiek: „W tym wszystkim dziwne jest to, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, ale wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić”. Rzekli mu w odpowiedzi: „Cały urodziłeś się w grzechach, a nas pouczasz?” I wyrzucili go precz. Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego: „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?” On odpowiedział: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?” Rzekł do niego Jezus: „Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!” i oddał Mu pokłon. A Jezus rzekł: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi”. Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal”. (J 9, 1-41)
Nadchodzi NOC, jak mówi Jezus.
Ta noc w niesamowity sposób objawiła się w Jego nocnym czuwaniu na Górze Oliwnej. W jego męce serca. Doświadczeniu ludzkeigo przerażenia, błądzenia. Chodzenia między wołąniem do Boga Ojca a potrzebą bliskosci innych. Jezus zna przebieg męki, jest Bogiem, ale wchodzi też w ludzkie doświadczenie przerażenia i strachu. Zmagania się z samym sobą. Ciężkiego doświadczenia Paschy serca.
Getsemani – tłocznia oliwek – TŁOCZNIA! Oliwka zaś to symbol Izraela. Drzewo oliwne! Jezus jak korzeń z wyschniętej ziemi.
A na początku był ogród – Eden – pośrodku niego drzewo zasadzone przez Ojca, by dać człowiekowi wolność wyboru.
W jednym i drugim ogrodzie pokusa. W Edenie podjęta, w Getsemani pokonana.
Jezus poddaje się temu straszliwemu tłoczeniu. By przynieść ćwiatu RADOŚĆ. ODwołuje się do tego ogrodu, z którego ludzie sami, bez Boga chcieli wytoczyć olej radości.
Jezus pokazuje tutaj aspekty walki duchowej. Pozwala po raz pierwszy na pełne uzewnętrznienei walki serca, walki szatan, która się odbywa w Jego wnętrzu.
Doświadczenie SAMOTNOŚCI – z jednej strony odizolowanie od świata, zostawienie większości uczniów, poszukiwanie modlitwy – kontaktu z Ojcem na osobności. Pragnie towarzyszenia najbliższych. Przy nich objawia wnętrze swego serca. Oni widzą krople krwi na Jego czole. Widzą Jego lęk i cierpienie. Trwają z nim w tym MROKU NOCY DUCHA. „Smutna jest dusza moja aż do śmierci!”
Żeby się rozradować trzeba zaznać goryczy smutku. Radość prawdziwa, trwała, głęboka jest owocem krzyża i cierpienia. To nie wesołkowatość i umiejetność opowiadania żartów, czy brylowania w towarzystwie. Prawdziwa radość ma swe korzenie w głębi. A Jezus w Getsemani wchodzi w największe głębiny!
Jest rodzierany od środka. Mówi Apostołom „zostańcie tu ze mną i módlcie się”, a sam odchodzi jeszcze dalej na odległość rzutu kamieniem. W Jego wnętrzu jest tornado ducha, potężny niepokówj, trzęsienie ziemi. Pada na oblicze i modli się.
Modli się prosto: „OJCZE! OJCZE MÓJ!” i z pełnią świadomości pokonuje pokusy przedstawia swoje serce: „JEŚLI MOŻESZ ODDAL TEN KIELICH ODE MNIE” i wybierajac to co Boże: „NIE MOJA ALE TWOJA WOLA NIECH SIĘ STANIE!”.
Próżno się trudzę. Zużywam siły. Apostołowie posnęli – nie interesuje ich to! Judasz zdradził. Serce krwawi. Ale moja nagroda jest u Ojca mego.
Jezus wybiega daleko poza Ogrójec. Zna serca ludzi wszystkich czasów. Tych od Sworzenia aż po Paruzję. Wie, że do wielu serc nie dotrze, bo te serca Go odrzucą. Podepczą wyśmieją i oplują Jego Miłość. A szatan policzkuje. Nastaje. Uderza słowami: „Po co to!” „Na próżno się trudzisz” „To jest bez sensu” „Dla kogo – dla ludzi, którzy i tak Cię odrzucą”
Jezus idzie krok po kroku jak niewidomy z dzisiejszej Ewangelii. Przez ogromną noc ducha. Pierwszy atak szatana w męce Jezusa polega na próbie doprowadzenia do totalnej beznadziei. Na walce wewnętrznej. Na odebraniu człowiekowi chęci i sił do działania. To ciągłę uderzenie w serce Pana – NA NIC! NA NIC! Na DARMO! NA PRÓŻNO! Jezsu walczy w ogrodzie Oliwnym, żeby przyprowadzić na nowo ludzkość do ogrodu Eden. Ciało wyraża tą walkę Pana. Leży na twarzy. Powtarza te same słowa. Jest w potęznym stresie, skoro krople krwi spływają po Jego Twarzy.
Jezus juz tu jest cały zanurzony w Krzyżu – pełen pokory, obóstwa duchowego i oddający się w posłuszeństwie Ojcu. Jezus po ludzku wraca po wsparcie najbliższych. Ale go nie znajduje. Oparcie znajduje u Boga. To Bóg trwa i słucha. To Ojciec posyła mu Anioła pocieszenia. Jezus pokazuje nam ludziom, że nie znajdziemy pocieszenia u ludzi. Można szukać bliskości człowieka ale nie można polegać tylko na człowieku. Ludzie mają swoje sprawy. Będą dla ciebie „spali” – nie zrozumieją.
Gdy ludzie mnie opuszczają, gdy zostaję wysłany na pastwisko owiec, podczas gdy spośbród moich braci wybierany jest król. Gdy jestem pomijany, spychany na margines w oczach ludzi, wteyd potrezba mi wracać do Boga. Bez cudownych wielkich tekstó i modlitw. Tam po prostu – zwyczajnie – sercem przylgnąć do Ojca. Choćby to był krzyk i płacz przed Ojcem. Na koniec przyjdzie zgoda na Jego wolę…
Bóg pokrzepia, daje Anioła pocieszenia. Bóg zawsze wysłucha. Bóg zawsze jest przy człowieku.
To jedna z najpotworniejszych obrazów męki Pana. Jezus jest tu poszarpany wewnętrznie. Biczowane jest Jego serce. Męka serca dla samej Miłości wiąże się z potwornym cierpienie. W męce fizycznej Jezus będzie już spokojny. Agonia Ogrójca jest straszliwa.
Towarzyszenie człowiekowi w takiej agonii – a będzie ich wielu niedługo – polega na wspólnej modlitwie. Na trwaniu. Wysłuchaniu. „Złote rady” tylko pogłebiają poczucie bezradności takeij osoby.
PANIE PRZYNIEŚ ŚWIATU ANIOŁA POCIESZENIA. POCIESZ SWÓJ LUD. POCIESZ ZBOLAŁĄ LUDZKOŚĆ. LUDZKOŚĆ TARGANĄ STRACHEM I EPIDEMIĄ. EPIDEMIĄ NIEWIARY, EPIDEMIĄ SKUPIENIA SIĘ NA PIENIĄDZU. EPIDEMIĄ ODWROTU OD CIEBIE. PRZYWRÓĆ LUDZIOM WZROK! POWSTRZYMAJ TĄ EPIDEMIĘ ŚLEPOTY W ŚWIECIE. Pomóż przejsć Ogrójec koronawirusa. Niech się wypełnia Twoja wola!