Po osądzeniu Pana przed Kajfaszem wtrącono go do więzienia w pałacu Kajfasa do tak zwanej ciemnicy. Do piwnicy pałącu bez okien. Piwnicy, w której skazańcy nieraz spędzali długie lata. Miejsca, gdzie strażnicy Arcykapłana wyżywali się w zwierzęcy nieraz sposób na skazańcach. Nieraz chcąc się przypodobać swoim możnowładcom – w tym wypadku Kajfaszowi.
Początek męki Pana zaczyna się od zdrady Piotra. Zdrady, którą wydaje się że Pan słyszał. Spojrzał na Piotra… Serce Pana zostało rozdarte i krwawi…
Zadawaniem katuszy Jego ciału zajęli się żołnierze Arcykapłana.
Widzieli wściekłość, emocjonalność wieczornego sądu. Widizeli rozentuzjazmowany tłum najbardziej wpływowych ludzi Jerozolimy. Wiedzieli, że uznano Jezusa za bluźniercę i skazano na śmierć. Jeden z nich policzkował Jazusa, widzieli jak to spodobało się Kajfaszowi. Mają okazję powyżywać się na nowym skazańcu – skazany na śmierć – to już nie człowiek w oczach Kajfasza. Ewangeli jest jednakże bardzo skapa w opisy. Mówi o biciu, zniewagach, pluciu w twarz. Zakrywaniu oczu i naśmiewaniu się z Pana popartego pytaniami, by zgadnął, kto Go uderzył.
Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu. (Łk 22,63-65)
To jest jeszcze część widoczna na dziedzińcu. To co dzieje się w lochach ewangeliści spowili milczeniem. Strażnicy otwarci na podszepty szatana byli zapewne wyjątkowo okrutni wobec Syna Bożego. Ogromne morze cierpienia można ukryć za zasłoną słów: „Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu.”
Wielu świętych zanurzoych w Pasji Pana pytało Go o uchylenie rąbka tajemnicy spowijającej tą noc. Te wizje i doświadczenia choć nie są spisane w Słowie Biblii to jednak ich wymowa i okrucieństwo katów może posłużyć do wejścia sercem w tą ciemną noc okrucieństwa wobec Pana. Najboleśniejsze mogą być właśnie te szczegóły, które Ewangeliści okryli zasłoną milczenia. Jezus wziął tą noc w lochu na siebie. Za wszystkich ludzi więzionych fizycznie, psychicznie, duchowo. Wziął na siebie za wszystkich katowanych, wyszydzanych, obrzucanych obelgami. On chciał przejść przez to doświadczenie.
Jedną ze Sług Bożych majacych wizje ciemnicy była siostra Leonia Nastał. To jej „Dziennik” przybliża wizję okrucieństwa ciemnicy:
[26 II 1936 r.] Orędzie 63, JEZUS: „Noc w lochu więziennym. Co i ile tam cierpiałem, okryte jest również mrokiem tajemnic. Nie miałem tam świadka, który by patrzył na moje bóle, męki i cierpienia. Chcę tobie odchylić rąbek tych cierpień, bo chcę, byś Mi dała w swym sercu odpoczynek po trudach owej nocy. W tym celu przyjdę dzisiaj do ciebie w Komunii św. Siepacze wtrącili Mnie, po przesłuchaniu u arcykapłanów żydowskich, do więzienia, ale nie zostawili Mnie tam samego. Rozpoczęli ze Mną straszliwą igraszkę wśród ciemności nocnych. Siepacze ustawili się w kątach lochu i odrzucali Mnie jeden drugiemu z całej mocy, jak się odrzuca piłkę. Kiedy im się uprzykrzył ten rodzaj zabawy, chwycili Mnie za ręce i ciągnąc w przeciwne strony, próbowali swoich sił moim kosztem. Równocześnie inni siepacze wbijali ostre iglice w moje ciało. Ile omdlewających bólów cierpiałem wówczas. Wreszcie rzucili Mnie na ziemią. Jeden ze siepaczy stanął na mojej głowie, inny na piersiach, a jeszcze inny na nogach, i cisnęli Mnie do ziemi całą siłą swojego ciężaru. Przechodzili przeze Mnie i w ten sposób [140] stałem się drogą, ale jakże to było bolesne. Deptali po Drodze, która wiedzie do zbawienia, ale oni czynili to dlatego, by Mi urągać, więc dojść do zbawienia nie mogli – bo tam dochodzi się przez miłość, a nie przez urąganie i zelżywość. Byli i tacy, którzy usiłowali wyłamywać poszczególne palce moich rąk, uderzali głowę moją o słup kamienny. Jakaś zaciekłość, iście szatańska, popychała tych nieszczęśników do coraz to nowych okrucieństw i znęcania się nad bezbronną ofiarą. W Sercu moim panowała w czasie tych katuszy niczym niezamącona słodycz, dobroć, litość dla biednych ludzi. Nie wydałem ani jednej skargi, ani jednego wyrzutu niewdzięczności. Usiłowałem wpłynąć swoją łaską na ich dusze, ale serca ich były już zatwardziałe. Nie chcieli sobie odmówić przyjemności, jaką znajdowali w katowaniu Mnie. Milczałem wówczas. Mówić o tym chcę tylko z wybranymi, a przez nich chcę objawić światu cząstkę cierpień owej nocy. Noc ową tak często przeżywałem w mym życiu. Przesuwała się ona przez moją duszę w snach niemowlęcych nawet wówczas, gdy anielskie chóry śpiewały nad Betlejem radosne „ Gloria”. (…) Łącz się ze Mną w moich cierpieniach, ofiaruj Ojcu niebieskiemu moje ukryte cierpienia – za ukryte grzechy, które ranią moje Serce tym bardziej, że je dusze ukrywają i przed spowiednikiem, krzyżując Mnie skrycie w sercu pełnym plugastwa. Pobyt w takich duszach w czasie Komunii świętokradzkiej jest dla Mnie odnowieniem wszystkich katuszy owej strasznej nocy spędzonej w więzieniu. Daj Mi odpoczynek w swoim sercu, odpłacę ci za to w wieczności.” – Źródło: „Uwierzyłam Miłości, Dziennik duchowy i wybór listów” – s. Leonia Nastał – WAM, Kraków 2010
Podobny obraz przedstawia pierwsza część Gorzkich Żali, gdy wczyta się głębiej w ich treść…
Okrucieństwo, zażąrtość, zajadłość, zatwardziałych serc oprawców…
Jezus milczy i przebacza.
Ro wszystko streszcza się w Eucharystii! Wszystko. Każde z tych wydarzeń. On się nam oddaje jako chleb Euharystyczny. Totalnie pokornie w totalnym ubóstwie i zależności od tego co zrobi człowiek.
To właśnie to jak ja traktuję chleb Eucharystyczny może być moim udziałem w cierpieniach ciemnicy. Świętokradztwa. Bezmyślność. Naigrywanie się z Eucharystii, Kościoła. W Eucharystii antywartości – coś czego świat nie rozumie – stają się największymi wartościami.
Bóg posyła nas dziś w kwarantannę – poza doświadczenie świata, byśmy zasmakowali tych „antywartości”. Ciszy. Odizolowania od świata i zabiegania o uznanie. Stanięcia w prawdzie wobec siebie i tego co tak na prawdę ma wartośc w moim życiu. Umiejętnośc ograniczenia samego siebie żeby inni, może nie znani dla mnie byli bezpieczni.
Ta kwarantanna to wielkie pytanie o to w jakim kierunku zwrócę swój wzrok. Bez tłumu idącego do kościoła co niedziela. Bez sąsiada, któremu muszę pokazać że ejstem. Bez strojenia się. Bez tłumów w kościele. Bez przymusu. Ja sam wybieram. Ja sam decyduję.
JA SAM JEDEN STANĘ PRZED BOGIEM. I BĘDĘ ODPYTANY Z MOICH WŁASNYCH DECYZJI. NIE Z DECYZJI TŁUMU. Moje serce będzie się liczyło. I tylko ono. Moje decyzje i tylko moje. Moje słowa i tylko moje. Nikim i niczym nie będę mógł się wymówić przed Tym, który zna mnie na wskroś, który zna PRAWDĘ o mnie!
Bóg objawia się w paradoksach – wymaga wiary!
Wejście w chrzest jest wejsciem i przejściem przez Paschę Pana. DO tego prowadzi też Słowo z Niedziel Wielkiego Postu.
Przejscie przez Krzyż i grób razem z Panem to tak na prawdę droga chrztu. Tym jest Chrzest. Dlatego nie można się zatrzymać na męce. Nie można się zatrzymać na swoich grzechach ale iść razem z Panem do grobu a co ważniejsze razem z Nim Zmartwych-powstać. Przejść przez Chrzest – przez grób:
Tak mówi Pan Bóg: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam” – mówi Pan Bóg. (Ez 37, 12-14)
Bracia: Ci, którzy według ciała żyją, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka Jeżeli zaś ktoś nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Skoro zaś Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu, duch jednak ma życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha. (Rz 8, 8-11)
Jezus ma moc wskrzesić każego z nas – tak jak Łazarza:
Był pewien chory, Łazarz z Betanii, ze wsi Marii i jej siostry, Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat, Łazarz, chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”. Jezus, usłyszawszy to, rzekł: „Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”. A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Gdy posłyszał o jego chorobie, pozostał przez dwa dni tam, gdzie przebywał. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: „Chodźmy znów do Judei”. Rzekli do Niego uczniowie: „Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?” Jezus im odpowiedział: „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeśli ktoś chodzi za dnia, nie potyka się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła”. To powiedział, a następnie rzekł do nich: „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić”. Uczniowie rzekli do Niego: „Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje”. Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: „Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego”. A Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć”. Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów. I wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po utracie brata. Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta więc rzekła do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”. Rzekł do niej Jezus: „Brat twój zmartwychwstanie”. Marta Mu odrzekła: „Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym”. Powiedział do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”. Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała ukradkiem swoją siostrę, mówiąc: „Nauczyciel tu jest i woła cię”. Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła na miejsce, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go, padła Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Gdy więc Jezus zobaczył ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzie go położyliście?” Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz!” Jezus zapłakał. Żydzi więc mówili: „Oto jak go miłował!” Niektórzy zaś z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?” A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus powiedział: „Usuńcie kamień!” Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie”. Jezus rzekł do niej: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?” Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze, dziękuję Ci, że Mnie wysłuchałeś. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie tłum to powiedziałem, aby uwierzyli, że Ty Mnie posłałeś”. To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”. Wielu zatem spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. (J 11, 1-45)