Jezus pokazuje ludzką naturę w jej blasku. Piękną. Oczyszczoną z grzechu. Jaśniejącą promieniejącą.
Jezus przyjął ludzkie ciało i przez mękę i śmierć zabrał ze sobą ludzką naturę do Nieba. Posadził na tronie. Przybył zasiąść na tronie rzemieniony – jakby SYN CZŁOWIECZY. Ale już inny – trudno w nim poznać tylko człowieka. Jest w nim coś więcej. Coś niesamowitego. Promienieje, jaśnieje… Jakoś niesamowicie komponuje się z tym ognistym, jaśniejącym płomieniami i blaskiem otoczeniem:
(Dn 7, 9-10. 13-14)
Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła — płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
Uczniowie doświadczyli tego. Wybrani uczniowie. Tylko trzech z nich…
(Łk 9, 28b-36)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli.
Tylko trzech. Piotr, Jakub i Jan. Trzech świadków. Tak by świadectwo było niepodważalne. Bo i samo wydarzenie jest niesamowite. Jezus na GÓRZE. Na górze gdzie dokonują się przemuierza. Gdzie Bóg mówi do człowieka. Na górze na którą wejście wymaga od człowieka podjecia wyzwania i wysiłku i trudu wspinaczki. Tam właśnie na Górze Jezus przemienia się wobec nich.
Kluczem do przemiany jest MODLITWA… Modlitwa Eucharystii może każdego z nas wprowadzić właśnie w taką przestrzeń. Zasmakować Taboru. Gdy z czystym sercem, modląc się we wpsólnocie przyjmujemy Jego ciało. Jego ciało, które jest uwielbione i przemienione. On nas wypełnia swoją obecnością. Nasza dusza promienieje, nasza dusza lśni w białej szacie… Szkoda że tak rzadko człowiek sobie to uświadamia i rozpromienia swoje oblicze, pozwala wyjść na zewnątrz temu zachwytowi ducha.
Bóg jest Bogiem żyjacych a nie umarłych. Tak będzie wołał Piotr po Pięćdziesiatnicy. Będzie tak wołał właśnie przez to doświadczenie. Przemienienie to skondensowana tajemnica Zmartwychwstania. Jezus pokazuje tym trzem świadkom, że życie się nie kończy. Że prorocy starego testamentu żyją w Niebie. Są widzialni. Mają ciało. Mogą rozmawiać. Jezus pokazuje swoje ciało uwielbione. Pokazuje, że On także wychodzi daleko poza to co cielesne. Ma w sobie dwie natury. Jest w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem. Dwie natury które się nie mieszają a są w Nim w pełni. To jest doświadczenie dla nich, by pokazać im że Zmartwychwstanie jest możliwe. By dać im fundamenty do głoszenia… Choć Apostołowie się pogubili w tej sytuacji. Zaczęli myśleć po ziemsku…
Ta ich próba rozbicia namiotów dla Mojżesza i Eliasza i Jezusa i ich samych. Ta ich próba osiedlenia się i trwania w tej neizwykłej chwili jest świadectwem dla nas. Mojżesz i Eliasz nie byli jak duchy. Musieli wyglądać jak normalni ludzie. Promieniejacy radością i pokojem. Ale normalni… To jest wejśćie w rzeczywistość Nieba. Bóg nas zabierze z ciałem i duchem. Ciałem uwielbionym…
Trzej Apostołowie widzieli wszystko tak rzeczywiste i namacalne, że chcą rozbić namioty. Doswiadczenie jest tak niesamowite i tak zatrważajace że są zmieszani. Boją się a jednak coś sprawia, że chcieliby tu robić namiot… Namiot spotkania. Trwania w tym miejscu….
Apostołowie – ci sami będą w Ogrójcu. Zasnęli. Tak samo i tam zasną…. Dobrze że się ocknęli bo by przegapili… Człowieka nie potrafi czuwać tak głęboko i tak intensywnie wchodzić w modlitwę jak Jezus. Trzeba Jezusa prosić o dar dar Ducha – dar modlitwy jak Jego modlitwa na Taborze czy w Ogrójcu. Głęboka, otwarta na wolę Boga, OCIENIONA KRZYŻEM I ODEJSCIEM…!
Apostołowie przebudzeni są zagubieni. Potem osłania ich obłok… Dym modlitwy. Mgła w której mało co widać. Postacie znikają… Ale pojawia się głos Boga. Jak nad Jordanem… To jest MÓJ SYN. Świadectwo Boga o JEZUSIE… Kolejny fundemant głoszenia Ewangelii i kolejne umocnienie an czas męki i śmierci Jeusa…
To było piorunijące doświadczenie. Apostołowie zachowali to dla siebie an długo. Nie wiedzieli jak o tym powiedzieć. Nie wiedzieli czy o tym powiedzieć. Zostawili to w swym sercu. To doświadczenie musiało do nich stale wracać. Wieczorami w czasie gdy siedzieli sami wpatrzeni w gwizdy na pustyni. Gdy spogladali na szczyty gór… Gdy patrzyli na Jezusa głoszącego i nauczajaćego lud….
To było swoiste ziarno które miało wykiełkować w Wieczerniku po odejściu Pana… Gdy wypełni się to o czym rozmawiali z Nim Mojżesz i Eliasz.
Weź Mamo i przyjmij całą wolność moją wolę moją, pamieć i rozum. Weź moją modlitwę, moje spanie na szczycie Taboru, moje zniadbania. Weź wszystko to co mam i posiadam. Z ręki Boga pochodzą wszelkie dary które mam i Bogu prze Twe dłonie Mamo, chcę to wszystko oddać.
Pragnę być Twym niewolnikiem. Ty Mamo, która znasz wolę Ojca rozporządzja tym wszytkim. Przynieś mi tylko Miłość i łaskę a one w zupełności mi wystarczą. Amen