Człowiek idzie drogą życia. Nie jest uczeń nad swego nauczyciela i mistrza. Jezus upadał fizycznie pod ciężarem krzyża. Człowiek upada dużo gorzej – bo upada pod ciężarem swych grzechów odwracając się od swego Stwórcy. Dobrze gdy się zawsze podniesie, a raczej da się poddźwignąć, zwracajać się do Pana w sakramencie pokuty.
Potrzeba wiele cierpliwości ze strony kierowników serc ale i samego człowieka upadajacego, by z czasem się nie zniechęcić. By cały czas mieć przed oczemi cel. Droga Krzyżowa, obserwowanie Pana powstającego to lekcja miłosierdzia – miłosierdzia względem innych i względem siebie samego. Ogronma jest radość w niebie z każdego nawróconego… Zagubioną owcę kościół powiniene przynieść do owczarni na swych ramionach i świętować. A nie celebrować, potępiać i wymachiwać pięścią po każdym jej upadku…
Tak długo jak człowiek żyje ma szansę. Do ostatniej sekundy życia ma szansę – pokazuje to sena ze szczytu Golgoty – rozmowa Pana z „Dobrym Łotrem”. I tak jak ten człowiek jedynym na kogo można tu liczyć jest PAN! Jego obietnice, Jego powstawanie na drodze krzyża, Jego mozolny trud w niesieniu krzyża na szczyt Golgoty.
Pan nie poszedł na Golgotę oddać życia za grupkę wybranych, tylko za ochrzczonych, albo tylko za Apostołów. On tam poszedł oddać życie za KAŻDEGO człowieka. Każdego z imienia niósł w swoim sercu. Jezus uczy, że powinniśmy nikogo nie spisywać na straty. Zwłaszcza tych, którzy często się potykają i upadają. Którzy trwają w upadku. Wbrew pozorom najwiekszym wrogiem duchowości i nawrócenia jest letnie chrześcijaństwo. Takie minimum socjalne duchowości. Jeśli ktoś leży w grzechu, widzi jego skutki, gryzie piach zębami bo już niżej nie da się upaść, to jest bardzo blisko nawrócenia. On wie, że potrzebuje powstania z tego upadku. Letni chrześcijanie w pewnym sensie uważają ze swymi praktykami i czcią oddawaną Bogu załątwili minimum Zbawienia. MIejsce w ostatnim rzędzie opłacone moją postawą, to teraz mogę sobie żyć spokojnie i robić co zechcę…
Ludzie w prochu ziemi przed powstaniem nie są od razu wdzięczni. Oni się już tyle razy zawiedli na pięknie opakowanych obietnicach złego ducha, że tak łatwo nie dają się podnieść i nie przyjmą kolejnych pięknych obietnic. Pewnie spróbują. Ale będą też twardzi surowi, będą kąsać. Bo już wiele razy się zawiedli. Będą sprawdzać sługe Chrystusa, czy na pewno prowadzisz mnie ku górze, czy może to kolejny fortel diabła….! WYTRWAŁOŚĆ i POKORA – nie poddać się aż do końca. Szanować wolę takiego cżłowieka ale się nie poddać. Walczyć, choćby wszytko mówiło NIE! Bo walczy się o życie wieczne człowieka. O uratowanie człowieka na całą wieczność!
Dlatego ci którzy pomagają innym w powstawaniu muszą się liczyć ze zranieniami, razami, bólem, cierpieniem. Chłostą słów. To nie jest spacerek po plaży, to jest droga krzyżowa – po ostrych kamieniach na szczyt miejsca gdzie mnie ukrzyżują!!! Nie jest uczeń nad Pana! Tego uczy Droga Krzyżowa i Eucharystia! Właśnie tego.
Czasem wydaje się że nic nie można dla kogoś zrobić. Co ja słaba, bezbronna wobec uzbrojonych i wyćwiczonych rzymskich żołnierzy mogę zrobić dla Jezusa – mogłaby pytać Weronika. Ale chciała cokolwiek zrobić. Poszła za głosem serca. Chłodną chustą otarła OBLICZE PANA… I TO OBLICZE MOGŁA POTEM KONTEMPLOWAĆ DO KOŃCA ŻYCIA… Pokonała w obie strach zrobiła krok naprzód i prosty czyn. Z punktu widzenia całej drogi krzyżowej – to nic. Nie zablokowała żołnieży, nie odbiłą Jezusa z ich rąk, nie zmieniłą biegu… Ale przez tysiące lat miliardy ludzi na ziemi wspomina jej czyn! Ten czyn się LICZY NA CAŁĄ WIECZNOŚĆ. Pokazuje na czym polega duchowość – przekrocz siebie. Każdego dnia. Każdy mikro-kroczek sie liczy i może być czymś ogromnym co Kosciół będzie wspominał tysiace lat! Bóg lubi zmieniać to co nie jest w perły. Jego drogi nie są drogami ludzkimi. Jego rozumwanie dalekie jest od ludzkiej ekonomii życia i działania. W Niebie dowiemy się ile miliardów serc zostało zainspirowanych przez odwagę Weroniki. Ile ludzkich serc zapatrzyło się w oblicze Pana…!
Nie WOLNO nam też bagatelizować żadnego czynu Miłości. Bo każdy jest w jakiś sposó wyrazem MIŁOŚCI obmywajacej nogi… Tu i Teraz – Bóg podpowiada mi taką małą rzecz – TO ROBIĘ. Jak Józef – Bóg mówi – „wstań i id” – ja wstaję i idę… Efekty – owoce – może nie zobaczę ich za życia! One nie są ważne teraz. Nie wolno mi kalkulować dobra. Jeśli coś ma znamiona dobra ale widać w nim jakieś rysy zła – to owsze, warto się zatrzymać i ostrożnie isć do przodu stosując zasady fundamentu. O tyle czynić o ile coś jest dobre i o tyle odrzucać o ole coś prowadzi do zła. I znów krok w przód. Ale jeśli jakiś czyn jest prostą, na pozór zwykła służbą drugiemu – to nie można jej bagatelizowac i zarzucać.
Pan szedł drogą krzyża. Najwięcej uczynił dla całej ludzkości gdy jego dłonie były umocowane do drewna. GDy jego stopy były unieruchomione. Gdy nie było przy nim prawie nikogo kto by słuchał Jego przypowieści. Gdy na niego pluto i obrzucano obelgami. Gdy w zasadzie nic nie mówił. Nie był w stanie nic powiedzieć. Wtedy ZBAWIŁ SWIAT! Uczynił najwięcej… Nie jest uczeń nad Mistrza. Może się okazać na końcu życia że największym dziełem życia było podanie kubka wody spragnionemu, bo to był czyn miłosierdzia który uratował mu życie wieczne. Może cipłe słowo do zebraka, który niedługo się nawrócił i pociągnął miliony ludzi do Kościoła… Nigdy nie znasz dróg Pana. Żaden dobry czyn nie idzie na marne!!! Żaden!!! Bó lubi schować skarby przed złodziejami. Lubi ukrywać perły żeby nikt ich nie ukradł. Dlatego nieraz człowiek za życia nie zobaczy owoców. To co małe, pokorne, jest niesamowite. Bóg docenia to co nie jest w oczach ludzkich!
Kontemplacja oblicza Pana… na wzór Weroniki… to tu się uczę tej postawy. Miłość w prostych, zwykłych, małych sprawach codzienności.
Weź Mamo i przyjmij całą wolność moją wolę moją, pamięć i rozum. Weź wszytko to co mam i posiadam. Z ręki Boga przez Twoje matczyne ręce otrzymałem wszytko to co mam i Bogu przez Twe dłonie pragne to oddać. Ty Mamo, która znasz wolę Ojca wobec mnie zarządzaj tym wszytkim. Przynieś mi tylko Miłość i Łaskę a one w zupełności mi wystarczą.