Rozmowa z Jezusem to modlitwa…

Ile razy katolicy – zwłaszcza ci w Polsce – potrafią prosić Boga o zło dla swego sąsiada, oprawcy, kogoś komu się lepiej wiedzie. Kogogoś kto mnie nie posłuchał i nadepnął mi na odcisk. Takie właśnie myślenie i podejscie nie omijało Apostołów. Samarytanie – jak to mieli w zwyczaju – nie przyjmowali pielgrzymów do Jeruzalem. Żydzi i Samarytanie byli wielkimi przeciwnikami i zwalczali się wzajemnie. Wyssana z mlekiem matki neinawiść połączona z porażką uczniów w miasteczku samarytańskim od razu powiodła ich do słodkiej zemsty… Niechże spadnie na nich w końcu deszcz ognia i siarki.

Jednakżę taka modlitwa, taka prośba skierowana do Jezusa spotyka się z badzo ostrą reakcją Pana. Zgromił ich. Zemsta to nie droga ku nawróceniu brata…

(Łk 9,51-56)
Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.

Pokorne przebacznei bratu – tego tu potrzeba…!

Weź Mamo i przyjmij całą wolnosć moją, wolę moją pamieć i rozum. Weź wszystko to co mam i posiadam – z ręki Boga to wsystko pochodzi – i Jemu to rpagnę oddać przez Twe matczyne dłonie. Ty Mamo, która znasz wolę Ojca wobec mnie – rozporządzaj tym wszystkim według Bozej woli. Przynieś mi tylko miłość i łaskę a one w zupełności mi wystarczą.