Jezus zabiera ze sobą uczniów – Piotra Jakuba i Jana. Trzech najbliższych. Przyszłego Papieża i synów Zebedeusza, którzy są mu szczególnie bliscy. Prowadzi ich na górę. Na dużą WYSOKOŚĆ. Góra to znak przymierza. Wysoka góra – oznaczała coś bardzo ważnego. Wspięcie się prawie „do Nieba”. Tam Jezus ukazuje im rąbek Nieba. Pokazuje im swoije przemienione Ciało. Ciało uwielbione… Prowadzi ich poza Zmartwychwstanie. Z resztą do Zmartwychwstania zakazuje im mówić o doświadczeniu przemienienia.
Przemiana niezwykłą – twarz Jezusa jaśnieje jak Słońce – promienieje. Promienieje jak Twarz Mojżesza po rozmowach z Bogiem. Promienieje odblaskiem Boga.
Odzienie staje się białe jak światło. Trudno na Jezusa patrzeć. Świeci, lśni, promienieje.
Poza przemianą wygladu Jezus przenosi ich w zupełnie inną przestrzeń. Jest obłok taki jak u Mojżesza. Obłok ołsłaniający Namiot Spotkania. Są i Mojżesz i Eliasz. Ci którzy w niezwykły sposób spotkali Boga.
Tak jak Mojżesz i Eliasz byli „na wyciągnięcie ręki” od Boga. Tak i teraz Jezus daje Apostołom znak, że znaleźli się w takim właśnie miejscu i wobec takiego spotkania. Tak jak Mojżesz i Eliasz – staja teraz wobac Boga – widzą boską naturę Jezusa skrywaną w ludzkim ciele.
Musieli być zmieszani, zagubieni. Nie wiedzieli co z sobą zrobić i gdzie się tam podziać. Piotr chce tam zostać – zamieszkać w tym miejscu. Mówi o namiocie. A tymczasem oni są we wnętrzu Mojżeszowego Namiotu Spotkania. W samym srodku Obłoku. Piotr chce postawić trzy namioty – jeden dla Jezusa i po jednym dla Eliasza i Mojżesza. Oni już są w innej przestrzeni. W Niebie. Tam sam Bóg troszczy się o mieszkania dla zbawionych dusz.
Pojawia się obłok świetlany. EPIFANIA. Objawnienie się Boga. Bóg Ojciec mówi – tak jak mówił do Eliasza i Mojżesza. Tak jak mówił w Chrzcie Jezusa. „TO JEST MÓJ SYN UMIŁOWANY, W KTÓRYM MAM UPODOBANIE, JEGO SŁUCHAJCIE”. Ojciec świadczy o Synu. Bo i Syn przyszedł na Ziemię zaświadczyć o Ojcu.
Uczniowie padają na twarz. Są przelęknieni. Wiedzą, że spojrzenie na twarz Boga kończy się śmiercią. Żaden człowiek nie wytrzyma spojrzenia w twarz samej Miłości. To by człowieka zabiło.
Jezus podchodzi do nich, dotyka ich, by podnieśli głowy. Mówi im” Wstańcie nie lekajcie się!” Oni podnoszą głowy otwierają oczy i widzą już tylko samego Jezusa na szczycie Góry.
Jezus przykazuje im w drodze powrotnej by nikomu nie opowiadali o tym wydarzeniu aż do Zmartwychwstania.
(Mt 17,1-9)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie.
Niesamowicie doświadczenie z Góry Przemienienia rezonuje z doświadczeniem snu Daniela. Ojcowie Kośćioła prowadzą nas dziś w liturgii właśnie w ten tekst. Pokazują jakby bopełnienei obrazu, opowiadania Apostołów, które spisał Ewangelista.
Daniel przekazuje więcej szczegółów.
Jednak w każdej z opowieści o wyglądzie Boga jest mnóstwo słów „JAK” i „JAKBY”… Boga nie da się do niczego porównać. Ciągle jest coś jakby…. Ale nie da się sprecyzować tego co się widzi.
Daniel już wtedy widzi SYNA CZŁOWIECZEGO – który przybywa przed tron Boga Ojca i otrzymuje władzę i chwałę królewską.
(Dn 7,9-10.13-14)
Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła – płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał od Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
Bóg daje doswiadczenia. Doświadcza człowieka a potem się wycofuje. Pozwala człowiekowi „przetrawić” to doświadczenie. „Przetrawić” je duchowo. Tak Bóg buduje doświadczenie „NAOCZNYCH ŚWIADKÓW”. Nas. Ludzi, którzy sami doświadczyli na własnej skórze, na własne oczy, ogromu działania łąski Boga. Apostołowie którzy doświadczayli przemiany Jezusa pokazują, że jeszcze ważniejsze od samego doiświadczenia jest TRWANIE. TRWANIE W SŁOWIE BOGA. Trwanie jak przy lampie, która świeci.
(2 P 1,16-19)
Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale /nauczaliśmy/ jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej. Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach
Trzeba mi ciagle być otwartym na oswiadczenie Boga. Na Spotykanie Pana. W drugim człowieku, w Słowie w Sakramentach. Zachowywanie tych chwil. „Przetrawiania” tych sotkań…
Bez wytrwałego poszukiwania spotkania z Bogiem. Bez wytrwałego życia sakramentami. Bez wytrwałego przetrawiania Słowa. Bez spotykania z drugim człowiekiem – nie uda mi się sotkać z Bogiem przemienionym. Bez wejścia na WYSOKĄ GÓRĘ – bez tego mozołu wspinaczki – nie doświadczę tego spotkania i tej przemiany.
Weź Mamo i przyjmij całą wolność moją, wolę moją, pamięć i rozum. Weź wszytko to co mam i posiadam. Z ręki Boga prze Twoje dłonie wszytko to otrzymałem i Bogu przez Twe ręce pragnę to oddać. Ty Mamo, która znasz wolę Ojca rozporządzaj tym wszystkim. Przynieś mi tylko Miłość i Łaskę a one w zupełności mi wystarczą. Przynieś łąskę wytrwałego wspinanai się na Górę Tabor.